Antykoncepcja przyczyną rozwodów i depresji – tego szkoła będzie uczyć nasze dzieci?

dodany: autor: Agata Cygan-Kukla Komentarze 0
smutna rodzina

Antykoncepcja jest przyczyną rozwodów i depresji, doustne środki antykoncepcyjne są główną przyczyną śmiertelności, a u kobiet „pozbawionych oddziaływania plemników na organizm” – czyt. stosujących prezerwatywę, wzrasta ryzyko raka piersi. Czy na pewno chcemy, żeby tego rodzaju absurdy przekazywała naszym dzieciom szkoła?

Prof. Urszula Dudziak to teolog i psycholog wykształcona przez KUL, obecnie zaś wykładowczyni Wydziału Teologicznego KUL i główna ekspertka MEN ds. nauczania Wychowania do życia w rodzinie. Co jednak najważniejsze – to autorka licznych, wielokrotnie kłócących się z wiedzą naukową opinii na temat seksualności, antykoncepcji i in vitro. Te zainteresowały nas szczególnie:

Antykoncepcja prowadzi do śmierci

Zdaniem pani ekspert stosowanie antykoncepcji jest „złe” – nie dość, że stanowi przejaw niedojrzałości, to jeszcze umniejsza godność człowieka. Jej wyborowi sprzyja bowiem hedonizm oraz brak umiejętności kierowania własnym popędem seksualnym. Antykoncepcja może prowadzić do rozwiązłości, oziębłości, a nawet depresji czy zdrad małżeńskich. Także sam cel antykoncepcji jest niegodziwy, ponieważ chce uszkadzać coś, co jest zdrowe. To nie wszystko –  antykoncepcja ma fatalny wpływ na kobiece zdrowie – nie dość, że u kobiet „pozbawionych oddziaływania plemników na organizm” rośnie wydatnie ryzyko raka piersi, to antykoncepcja może nawet doprowadzić do śmierci (doustne środki antykoncepcyjne są główną przyczyną śmiertelności). Podsumowując: antykoncepcja jest gorsza od handlu ludźmi. Co więc mają zrobić osoby, które nie chcą bądź nie mogą jeszcze pozwolić sobie na dziecko? Nie współżyć –  współżycie przed ślubem grozi bowiem poważnymi konsekwencjami, np. wyrzutami sumienia gnębiącymi człowieka aż do śmierci.

Dzieci z in vitro nigdy nie będą kochane

Seks i antykoncepcja to nie jedyne kwestie, nad którymi chętnie pochyla się pani ekspert. Kolejną jest in vitro, w wyniku którego rodzą się dzieci, a raczej „mrozaki”, które nigdy nie będą kochane. Skąd ten „pieszczotliwy” synonim? Ano z lodówki – szklanej i zimnej, którą dziecko otrzymuje zamiast ciepła i miłości rodziców. Troską pani ekspert objęła także przyszłość owych nieszczęśliwych mrozaków – mają podobno wykazywać tendencję do uprawiania niebezpiecznych sportów ekstremalnych, czemu winien jest tzw. zespół ocaleńca. Czym dokładnie się objawia? Kiedy dziecko zrodzone przy pomocy in vitro dowiaduje się, że jego rodzice „zabili” mu siostrę czy brata, stawia sobie pytanie: „dlaczego ja żyję?” W dalszej kolejności ów człowiek robi wszystko, by udowodnić, że na to życie zasługuje – dlatego też chętnie balansuje na granicy życia i śmierci (np. wybiera wspomniane sporty ekstremalne).

Gdy pani od geografii opowiada o zapłodnieniu…

Dlaczego opinie pani ekspert tak bardzo leżą nam na sercu? Ponieważ to właśnie ona stanęła na czele zespołu pedagogów, którzy mają za zadanie stworzyć nową podstawę programową Wychowania do życia w rodzinie. To przedmiot szkolny wprowadzony do programu nauczania w 1988 roku. Uczęszczanie na niego nie jest obowiązkowe – o uczestnictwie w lekcjach decydują rodzice w porozumieniu ze swoimi dziećmi. Zgodnie z zasadą mają to być zajęcia łączące wiedzę z kilku dziedzin – zwłaszcza biologii, etyki, psychologii, dostarczać informacji związanych z nawiązywaniem i utrzymywaniem relacji, sztuką planowania i budowania rodziny czy dojrzałym rodzicielstwem. W praktyce jednak okazuje się, że zajęcia te niewiele mają wspólnego z pokładaną w nich misją. Dlaczego tak się dzieje? Zgodnie z rozporządzeniem MEN lekcje mogą być prowadzone przez osoby posiadające kwalifikacje do nauczania w danym typie szkoły, a także studia wyższe w zakresie nauk o rodzinie bądź studia podyplomowe czy kursy kwalifikacyjne zgodne z treściami zajęć. W praktyce bardzo wielu prowadzących zajęcia nie ma wymaganych kwalifikacji (z danych wynika, że w niektórych województwach ci bez kwalifikacji stanowią około 40 proc. uczących), a dzieciaki skarżą się (a częściej po prostu śmieją), że nauczyciel czerwieni się, mówiąc o współżyciu seksualnym czy szuka synonimów, by nie musieć używać takich słów jak penis lub pochwa.

Wychowanie do życia… w absurdach?

O ile można zrozumieć zażenowanie wspomnianych nauczycieli, którzy nie posiadają przygotowania do prowadzenia tego typu zajęć (choć trudno zrozumieć, dlaczego w ogóle je prowadzą?), jak można zaakceptować sytuację, w której szkoła chce przekazywać dzieciom osobiste opinie ekspertów jako wiedzę objawioną? Zadaniem szkoły jest przedstawiać treści obiektywne, a także – a może przede wszystkim  – pozostawiać młodym ludziom miejsce na własne opinie, dyskusje, decyzje. Stawianie gotowych – nie pozostawiających przestrzeni na sprzeciw odpowiedzi, to prosta droga do buntu nastolatków i mała szansa na to, że podobne odpowiedzi wezmą sobie do serca. Bardziej prawdopodobne jest to, że prawdziwej wiedzy szukać będą w internecie, a sami dobrze wiemy, że można w nim znaleźć dosłownie wszystko.

Drodzy rodzice, nim zdecydujecie się posłać swoje dziecko na lekcje z Wychowania do życia w rodzinie, zadajcie sobie trud sprawdzenia, czego Wasze dzieci się na nich dowiedzą. Ostatnim, do czego dążymy jest namawianie was do rezygnacji z zajęć przygotowujących dzieciaki do nawiązywania i utrzymywania relacji, warto jednak sprawdzić, na jakich podstawach nasze pociechy mają je budować.

Średnia ocena: 12345 5,00/5 (głosów: 1).
Loading...Loading...

Pozostałe artykuły w kategorii: Niepłodność - aspekt emocjonalny

zobacz wszystkie artykuły w tej kategorii

Nikt jeszcze nie skomentował artykułu. Bądź pierwszy!

Serwis Staraniowy.pl ma z założenia charakter wyłącznie informacyjno-edukacyjny. Zamieszczone tu materiały w żadnej mierze nie zastępują profesjonalnej porady medycznej. Przed zastosowaniem się do treści medycznych znajdujących się w naszym serwisie należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.

Pomóż nam rozwinąć portal Wyraź opinię, zasugeruj poprawki